ROK 2006
Miałam ukończone 2 lata, gdy 28 lutego 2006 roku zamieszkałam z nową rodziną. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Panią i Andrzeja, zawołali mnie po imieniu i dostałam psi smakołyk. Zjadłam bardzo szybko i zaraz podbiegłam, przytuliłam się mocno do nogi Pani żeby podziękować no i może dostać coś jeszcze. Obie poczułyśmy wówczas, że się pokochamy. Po niecałej godzinie znajomości chętnie wsiadłam do samochodu i pojechałam w nieznane.
Wieczorem po pierwszym dniu spędzonym w nowym
domu.
Moje smutne oczy to zaduma nad własnym losem oraz
nurtujące pytanie, czy będzie mi tu dobrze ?
W krótkim czasie zniknął na zawsze mój smutny wyraz oczu,
a zaczęła rozpierać mnie radość.
Adaptacja w nowym domu
W nowym domu przywitali mnie z dużą ciekawością Kajtek i Kiciorek. Na początek obwąchaliśmy się nawzajem i od razu wyczułam, że ucieszyli się z mojej obecności. W nowym stadku bez żadnych konfliktów zajęłam miejsce Kory i zostałam najważniejsza. Nie okazuję tego jednak nigdy ostentacyjnie. Kiedy zorientowałam się, że Kiciorek nic nie widzi, a więc wymaga szczególnej troski, to chociaż jestem łakomczuchem, cierpliwie przyglądam się, jak Pani podsuwa mu pod nos smaczne kąski i nigdy nawet nie zaglądam do jego miski.
Przez pierwsze dwa dni pobytu w nowym domu ostrożnie badałam otaczający mnie świat, a trzeciego biegając wokół ogrodzenia, swoim głębokim donośnym głosem zasygnalizowałam, że to moje terytorium. Od tej pory w moim domu dzwonek do furtki jest bezużyteczny.
Lubię spacery, ale przez pierwsze kilka tygodni za ogrodzenie nowego domu nie bardzo chciałam wychodzić. Szłam dopiero usilnie proszona i wyprowadzana na smyczce. Starałam się wówczas trzymać blisko nogi Andrzeja i Pani, chociaż już na drugim spacerze pozwoliłam sobie na krótką swobodną gonitwę z Kajtkiem.
Podróże samochodem zawsze mnie bardzo ekscytują, jednak przez prawie rok, kiedy przyjeżdżaliśmy w nowe miejsce, niechętnie wychodziłam z mojego auta. Obawiałam się, czy aby nie będę pozostawiona w jakimś innym domu. Teraz już nie jest to dla mnie problemem, zawsze jestem jednak szczęśliwa, kiedy wracam na swoje terytorium.
Jak większość berneńczyków jestem łakomczuchem. Zawsze wiem, kiedy gotuje się dla mnie i Kajtka, wszystkiego wówczas bacznie doglądam. W nowym domu nauczyłam się chrupać psią karmę, wcześniej nie miałam takiej okazji. Kiedy pierwszy raz znalazłam w misce małe granulki karmy, zaczęłam je połykać. Pani więc natychmiast je zabrała i zaczęła podawać mi pojedynczo takie duże psie chrupki pilnując, abym je przegryzała. Trzeciego dnia chrupałam już samodzielnie.
Porozumiewanie się z nową rodziną od początku nie stanowiło dla mnie żadnego problemu. Pojmowałam natychmiast wszystko, czego ode mnie oczekiwano i byłam bardzo posłuszna. Jednak po paru miesiącach wspólnego zamieszkiwania pozwalałam sobie już na to, żeby czasem poudawać, że czegoś nie słyszę.
Przytulania i głaskania nigdy nie mam dosyć. Przez wiele miesięcy nie pozwalałam jednak dotykać się nikomu oprócz moich domowników. Teraz jestem zdecydowanie pewniejsza siebie i bardziej ufna wobec obcych.
Podsumowując okres mojej adaptacji w nowym otoczeniu muszę powiedzieć, że przez wiele miesięcy byłam psem chodzącym przy nodze tzn. gdzie była moja rodzina, tam ja. Jeżeli zostałam sama na podwórzu, to tylko na krótko, a potem nieśmiało oczekiwałam, aby wpuszczono mnie do domu. Teraz już robię na co mam ochotę, jest mnie pełno wszędzie, a stukanie do drzwi wejściowych opanowałam doskonale.
Wiosną zaczęłam chodzić na odległe od domu włóczęgi, na których jak zauważyła moja rodzina, przejęłam wiele nawyków Koruni. Lubię odwiedzać te same miejsca, no i nie jestem już taka potulna jak na początku. Poznałam też okolicznych pobratymców.
Lato w 2006 roku było szczególnie gorące, chłodziłam więc moje futro nie tylko w domu na chłodnej posadzce, ale udało mi się wykopać dwie potężne nory pod iglakami, w których panował cudowny chłodzik. Jesienią razem z Andrzejem zasypałam nory i przyrzekłam, że już tego nie zrobię. No, może nie w tym samym miejscu. Na spacery chodziłam wczesnym rankiem oraz późnym wieczorem i takim to sposobem przetrwałam upalny okres, który jest szczególnie nieprzyjazny dla berneńczyków.
Upalne lato wynagrodził wcześnie pierwszy śnieg, po którym biegałam już 3 listopada.
W jesienne i zimowe wieczory często polegiwałam na kanapie, a Pani czytała mi o moich i Koruni przodkach. Spodobała mi się rodowa historia ALEXA von Angstorf, którego pradziadek pochodził z innej psiej rasy, był nowofundlandem. Postanowiłam więc o tym opowiedzieć.
Historia o nowofundlandzkich koligacjach
W 1948 roku trzyletnia bernenka CHRISTINE von Lux miała romans z czarnym nowofunlandem PLUTO v Erlengut. Z tego to związku 21 grudnia 1948 roku w hodowli von Schwarzwasserbächli urodziło się potomstwo o czarnej maści z niewielkimi białymi znaczeniami. Taką właśnie urodę, odmienną od berneńczykowej, miała BABETTE von Schwarzwasserbächli, która to skojarzona z berneńczykiem ALDO von Tierfurt dnia 23 kwietnia 1951 roku wydała na świat gromadkę szczeniaków. Dwa z nich, w tym suczka CHRISTINE von Schwarzwasserbächli miały trójbarwną berneńczykową szatę. To właśnie jej syn ALEX von Angstorf został na początku lat pięćdziesiątych XX wieku bardzo znanym oraz wpływowym berneńczykiem.
Zdobył tytuły Interchampiona oraz Zwycięzcy Świata, był ojcem około 50 miotów, w których przyszło na świat ponad 500 szczeniąt. Takim to sposobem chyba we wszystkich berneńczykach płynie nowofunlandzka krew.
ALEX von Angstorf miał siostrę o imieniu BELLA, żyła ona krótko, bo około 4 lat, jej potomków z przydomkiem von Angstorf można odnaleźć w liniach rodowodowych dzisiejszych berneńczyków.
Dopuszczając do rasy berneńskiego psa pasterskiego domieszkę krwi nowofundlanda zapewne zamierzano osiągnąć jakiś cel. Może miało to wzbogacić cechy charakteru i usposobienia berneńczyków. Jaki charakter mają więc nowofundlandy ?
W piśmie „Mój Pies" nr 12 z grudnia 2003 r. pani Jolanta Tarułka przedstawiła portret tej rasy i zdjęcia pięknych nowofundlandów. Poniżej cytujemy fragment tekstu opisujący ich charakter i usposobienie.
Str. 30 Nowofundlandy to psy o wspaniałym charakterze. Ich wyjątkową osobowość najlepiej opisał lord Byron w epitafium poświęconym jego przyjacielowi Boatswainowi: "W tym miejscu spoczywają kości tego, co posiadał urodę bez próżności, siłę bez zarozumiałości, odwagę bez okrucieństwa i wszystkie cnoty człowieka bez jego przywar".
I takie są nowofundlandy. Spokojne, łagodne, dostojne, zrównoważone, wspaniałomyślne, odważne, ale nigdy agresywne. Przywiązane do rodziny, oddane i lojalne. Nie mają skłonności do dominacji i nawet jeśli właściciel okaże się nieudolnym przewodnikiem, nie próbują tego wykorzystać.....
Galeria 2006
ROK 2007
W lutym minął jeden rok, jak zamieszkałam w nowym domu, to była też rocznica śmierci Koruni. Myślę że swoim radosnym usposobieniem oraz psią inteligencją bardzo pomogłam utulać żal mojej rodziny po stracie Kory.
Przystosowałam się do trybu życia i zwyczajów panujących w nowym domu. Uwielbiam pomagać we wszystkich pracach domowych, a moją specjalnością jest zaganianie
domowników na posiłki do stołu, np. gdy widzę lub czuję, że odcedzane są ziemniaki
W kwietniu uruchomiliśmy stronę internetową o berneńczykach, ale przed nami jeszcze dużo pracy nad jej uzupełnianiem i rozbudową.
W okresie lata przeżyłam ekscytujące zdarzenie pod hasłem - „Dom dla GUTKA".
Jakoś tak w połowie wakacji wałęsał się po naszej okolicy mały, młody piesek. Prawdopodobnie państwo z miasta wyjeżdżali na wczasy i pozbyli się psiaka. Wszedł na nasze terytorium przez dziurę w siatce ogrodzeniowej, która jest furtką do swobody dla Kajtka i jest zresztą jego dziełem. Gdy Pani rano wyszła przed dom zastała na progu mnie i Kajtka w pozycji siedząco-oczekującej, wpatrujących się w naszego małego i zabiedzonego gościa. Gdy zapytała, a któż to jest, to psiak wyciągnął prosząco łapkę, Pani nazwała go GUTEK i jeszcze w tym samym dniu pojechała z nim do lekarza bo jego uszy były w kiepskim stanie. Gutek mieszkał z nami tylko siedem dni i wyjechał do nowej rodziny w okolice Cieszyna.
Jeszcze tego lata odwiedziliśmy GUTKA w jego nowym domu. Serdecznie nas powitał i było widać, że czuje się tam jak szczęśliwe panisko. O względy nowej rodziny przyszło mu konkurować z kotami. Królem kotów pewnie nigdy nie zostanie, ale najważniejsze, że żyje z nimi w zgodzie.
Andrzej kupił mi publikację Szwajcarskiego Klubu Berneńskich Psów Pasterskich wydaną z okazji stulecia istnienia Klubu. Znalazłam tam ciekawe informacje i wiele fotografii pięknych berneńczyków. Okładki publikacji i krótką informację z o jej treści przedstawiam poniżej.
100-lecie Szwajcarskiego Klubu Berneńskich Psów Pasterskich
W dniach 10 – 12 sierpnia 2007 roku odbyły się w Burgdorf uroczystości z okazji 100 rocznicy powstania Szwajcarskiego Klubu Berneńskich Psów Pasterskich.
Klub założono najprawdopodobniej 15 listopada 1907 (kiedy to berneńczyki nazywane były jeszcze dürrbachlerami) i początkowo liczył 16 członków. Nazwę berneński pies pasterski Klub zaakceptował w roku 1913 zgodnie z propozycją prof. Alberta Heima, wielkiego miłośnika tych psów i jednego z twórców rasy.
Wybrane fakty związane z historią Klubu:
1909 – podjęto decyzję że suki będą sprzedawane tylko członkom Klubu
1914 – 1918 – wprowadzono nazwy hodowli oraz postanowiono, że całe mioty dopuszczane będą
do rejestracji SHSB w Szwajcarskim Związku Kynologicznym
1927 – Klub zaczyna stemplować rodowody wystawiane przez hodowców
1955 – wprowadzono obowiązkową kontrolę miotów
1957 – Klub wprowadza własne pismo „Blässipost”, zintegrowane z periodykiem Szwajcarskiego
Związku Kynologicznego, początkowo „Schweizer Hundesport”, obecnie „Hunde”
1971 – wprowadzono obowiązkowe ustalanie klasyfikacji HD dla psów przeznaczonych do hodowli
1984 – wprowadzono obowiązek tatuowania miotów
1992 – wprowadzono obowiązkowe ustalanie klasyfikacji ED dla psów przeznaczonych do hodowli
1967 – 1992 rejestrowano tylko 6 szczeniąt z miotu
2002 – wprowadzono nowe uregulowania dla hodowli - między innymi ograniczono dla
reproduktorów ilość roczną miotów do 10, ustalono obowiązki wystawowe dla psów
hodowlanych, zastąpiono tatuaż mikrochipem
2006 – Klub inicjuje program badawczy ukierunkowany na przedsięwzięcia umożliwiające
wydłużenie długości życia berneńczyków
W swojej 100-letniej historii Klub najliczniejszy był w latach 1982 - 1992, tworzyło go ponad 2000 członków, w roku 2005 liczył już 1481członków.
W publikacji zamieszczono wykres przedstawiający ilość zarejestrowanych w ewidencji SHSB berneńczyków urodzonych w Szwajcarii. Oto dane z niektórych lat:
1904 – 4 1939 – 57 1991 – 809
1909 – 11 1945 – 145 1999 – 810
1913 – 28 1954 – 298 2003 – 568
1919 – 44 1965 – 350 2004 – 563
1926 – 133 1972 – 712 2005 – 564
1935 – 171 1980 – 913 2006 – 494
Aktualnie poza Szwajcarią istnieje około 30 aktywnych Klubów Berneńskiego Psa Pasterskiego. Berneńczyki mają swoje Kluby między innymi w Niemczech, Austrii, Finlandii, Norwegii, Szwecji, Danii, Wielkiej Brytanii, Irlandii, Francji, Portugalii, Hiszpanii, we Włoszech, Belgii, Czechach, Słowacji, Rosji, na Węgrzech, USA, Kanadzie i Australii.
Pierwszy Klub założony poza granicami Szwajcarii powstał w 1923 roku w Niemczech (SSV). W niektórych krajach, jak Niemcy, Belgia, Włochy są po dwa kluby, w Australii trzy, a w Wielkiej Brytanii nawet pięć.
ROK 2008
Ten rok będę wspominać szczególnie pod dwoma hasłami „Odchudzenie" i „Saba" - szczeniaczek.
Odchudzanie
Nie wiem jak to się stało, ale w drugiej połowie roku, gdy weszłam na wagę oniemiałam, było dobrze powyżej 50 kg. Przytyłam znacznie w ciągu paru ostatnich miesięcy, chociaż wcale nie jadłam więcej. Zrobiłam się w związku z tym trochę ociężała, a na dłuższym spacerze ciężko sapałam.
W tym też okresie dopadły mnie różne drobne dolegliwości. Moja sierść stała się bardzo sztywna, sucha i matowa. Opóźnił mi się o ponad dwa miesiące, regularnie dotąd występujący okres cieczkowy. A na dodatek powiększył się mały guzek skórny, jaki miałam na brzuchu. Guzek został wycięty i okazało się, że to bliznowiec (keloid), a więc nic groźnego.
Przy tej właśnie okazji przez jeden dzień paradowałam w fartuchu.
Zrobiono mi też różne inne badania, wyniki nie budziły zastrzeżeń.
Pani natomiast wydała walkę mojej tuszy.
Muszę przyznać, że Pani była bardzo konsekwentna w tym co postanowiła, efekty odchudzania były wprawdzie powolne, ale po kilku miesiącach, ważyłam już mniej o 8 kg.
A Kajtek nie zwraca uwagi na moją tuszę, i zawsze mnie adoruje.
SABA
W sierpniu zamieszkał w naszym najbliższym sąsiedztwie dwumiesięczny szczeniaczek o imieniu Saba. Była naszym częstym gościem oraz chodziła z nami na spacery. Jak to szczeniak, bardzo rozrabiała, więc postanowiłam wziąć się za jej wychowanie. Kosztowało mnie to trochę czasu i energii, ale wyrobiłam sobie u niej posłuch i szacunek. Polubiłam Sabę, bo okazała się wdzięczną uczennicą oraz wyrosła na sympatyczną i dorodną suczkę.
ROK 2009
Styczeń
Nowy rok rozpoczęłam bardzo rodzinnie, zawarłam
sympatyczną znajomość z moją siostrą przyrodnią.
Nazywa się TOGA Gorzowska Panorama -
naszym tatą jest SANNY vom Oberholzer Forst.
Więcej fotek Togi
Luty - Marzec - Kwiecień
W lutym rozchorował się nasz kochany Kiciorek.
21 marca odszedł od nas na zawsze, tak jakoś bardzo cichutko.
Tydzień po opuszczeniu tego świata przez Kiciorka, 28 marca znalazłam się jedną łapą na tęczowym moście.
Miałam ostre rozszerzenie żołądka ze skrętem, a taka dolegliwość kończy się bardzo często utratą życia.
Nie będę wspominała tutaj tych trudnych chwil, można o mojej historii chorobowej przeczytać w dziale naszej
strony zatytułowanym ZDROWIE - IV. Różne przypadki chorobowe.
Skomplikowany zabieg chirurgiczny jaki przeszłam oraz okres rekonwalescencji przebiegły bardzo pomyślnie.
Maj - Czerwiec
Byłam w świetnej formie, golizna na brzuchu, jaką miałam po marcowym zabiegu ładnie zarastała, tak więc maj rozpoczął się nieźle. Jednak w połowie miesiąca okazało się, że jest to nadal nieprzyjazny okres dla mojego zdrowia. Wyrosły mi bowiem w szybkim tempie dwa podskórne guzki. Kiedy 8 czerwca były usuwane, to ten pod prawą pachą miał rozmiar 28x18x8 mm, a drugi po prawej stronie klatki piersiowej 38x24x13 mm.
Wszyscy domownicy w dużym napięciu oczekiwali na wyniki badania tych guzków, tylko ja nic sobie z tego nie robiłam. Kiedy wreszcie wyniki nadeszły, minęło napięcie i humory wszystkich poprawiły się. Nie wnikając w szczegóły diagnozy najważniejsze jest to, że nie stwierdzono nic groźnego.
W czerwcu odwiedziła nas URSA, która jest blisko spokrewniona z KORĄ. Babcia URSY, COMA Wakacyjny Romans i KORA były siostrami. Pani mówi o URSIE, że to nasz kochany członek rodziny. URSA przyjechała z ZORNEM, tworzą razem szczęśliwą, uroczą i bardzo podobną do siebie parkę bernusiów, czasem aż trudno jest ich odróżnić. Tę parkę tworzą od niedawna, bo wcześniej los ZORNA nie był tak szczęśliwy.
URSA ze swoją rodziną
Lipiec
Zaczął się nowy okres w moim życiu. W naszym domu zamieszkała maleńka TAMI, a ja od pierwszej chwili poczułam chęć opiekowania się maluszkiem.
TAMI jest bardzo przymilna, podgryza mi na przykład uszy, liże oczy, przytula się do mnie, a ja też jej te pieszczoty odwzajemniam. Jak każdy szczeniaczek jest trochę niesforna, przydałoby się czasem warknąć na nią, ale ja zrobiłam to jak dotąd tylko raz, bo jej szczenięce zachowanie zupełnie mi nie przeszkadza.
Zwyczajem TAMI jest zaglądanie do mojej miski w trakcie jedzenia, mimo że swojego jeszcze nie zjadła. Do Kajtka michy już nie zagląda, bo ostro warczał na nią za te praktyki.
Mój spokojny i unormowany tryb życia, prawie sześcioletniej bernenki, został przez Tamiśkę zakłócony. Między innymi przyzwyczajenia związane z odpoczynkiem i spaniem, bo zanim ta mała usadowi się gdzieś na dłużej, to wciska się w moje albo Kajtka posłanie i tak się wierci, że ja zawsze jej ustępuję.
Kiedy jedziemy razem w aucie, to mimo, iż jest dużo miejsca dla nas obu, Tamiśka wymyśli czasami taką figurę do spania, że ja zmuszona jestem siadać na baczność i błagalnym wzrokiem prosić Panią, aby coś z nią zrobiła.
Mimo tego pobłażania TAMISI z mojej strony , wiem, że jestem dla niej autorytetem. Szczególnie odczuwam to na naszych wspólnych spacerach, kiedy zwolniona ze smyczki, stara się zawsze trzymać blisko mnie. Myślę, że daję jej duże poczucie bezpieczeństwa, co dla takiego maluszka jest ważne.
TAMI prowadzi swój pamiętnik, do którego poczytania zapraszam - Pamiętnik szczeniaka
pilnuję małej...
Lato upłynęło bardzo wesoło za sprawą Tamisi, wszędzie było pełno tego radosnego szczeniaka, nawet na moim grzbiecie.
Byłam z rodziną na berneńczykowym pożegnaniu lata. To była wielka frajda dla Tamiśki. Goniła bez opamiętania szczególnie za wszystkimi największymi wzrostem czworonogami, wykąpała się też w błocie. Ekscesy Tamisi można pooglądać na stronie Mój pierwszy bal
Ja wolałam posiedzieć w moim autku, wychodziłam tylko jak poczułam coś smacznego do jedzenia.
Już mi tak na zawsze chyba zostanie, że jak wyjeżdżamy w nieznane, to wolę pilnować auta niż baraszkować.
Jesień z Tamiśką
na kanapie jakoś mieścimy się razem ... | ... i przed domem jest nam razem dobrze |
leśna gonitwa po szeleszczących liściach
Jutro, 5 grudnia 2009 roku skończę 6 lat
W ostatnich dniach grudnia zamieszkała z nami bernusia Grecja. Była chora, więc dużo leżała, a kiedy chodziła - to na trzech łapkach. Największe zainteresowanie okazywała jej Tamisia, myślała że będzie mieć towarzystwo do nieustających gonitw i zabaw. Ja od razu wiedziałam, że nowej bernusi trzeba zapewnić dużo spokoju.
W sylwestrową noc czujnie nasłuchiwałam strzelających petard, ale nie odczuwałam lęku
ROK 2010
Codzienny zimowy spacer z Tamisią
Nasze letnie spacery
Kochamy się z Tamisią i bardzo dużo przebywamy ze sobą
Do domu już niedaleko, ale trzeba odpocząć po długiej wędrówce
Nasza wspólna sjesta – na pierwszym planie Tami i Grecja, a ja z Kajtkiem w tle
I wreszcie znowu zimowy krajobraz
– 5 grudnia skończyłam 7 lat, ale swoją dobrą kondycją dorównuję naszej młodzieżówce Tamisi
Bardzo lubię to miejsce przed domem i często tu stróżuję
Kochana Nora - ukończyła 5 grudnia 2010 roku 7 lat i była w bardzo dobrej formie, pełna energii dowodziła psim stadkiem w domu i na spacerach. Nikt nie przeszedł w pobliżu domu bez jej donośnego głosu komunikującego, że ona tu pilnuje. Miała zawsze zarezerwowany czas, żeby doglądać gotowania obiadu, jedzenie było dla niej bowiem szalenie ważne, zawsze miała wielki apetyt. W nocy z 11 na 12 grudnia pojawił się nagły i niespodziewany sygnał choroby. Był to bardzo duży niepokój na przemian z chwilami jakby braku kontaktu z otoczeniem - siedziała wtedy nieruchoma, wpatrzona w jeden punkt. Diagnozowana była 12 grudnia, obie nerki zostały zaatakowane przez guzy, nie było nadziei. Norunia ostatni posiłek zjadła (z apetytem) 17 grudnia, od tej pory już nic nie jadła. Odeszła w nocy 22 grudnia spoglądając z miłością i spokojem w nasze oczy. Tej krótkiej chwili nie da się zapomnieć. Nora była dla nas bardzo wyjątkowa, wypełniła nasz dom po śmierci Kory berneńczykową miłością, mądrością i stale machającym ogonem. Wszyscy bardzo za nią tęsknimy. |