FLAP Psia Swawola
imię domowe FERRO
11.05.1997 – 10.09.2003
AOD 6,4
rodowód/pedigree
Ferro to brat Flory Psia Swawola – mamy naszej Nory
Wspomnienie o Ferro
Kiedy przeprowadziliśmy się z blokowiska do domu z ogrodem, mogło spełnić się nasze marzenie – do naszej rodziny mógł dołączyć wymarzony duży pies. Po naradzie rodzinnej doszliśmy do zgodnej decyzji, że będzie to Berneński Pies Pasterski. I tak trafił do naszego domu Ferro, metrykalny Flap. Co za imię? Taki piękny, radosny, pełen wigoru pies miał być Flapem. Nazwaliśmy go więc Ferro – twardy jak żelazo i taki miał być. Niestety po dwóch latach okazało się inaczej, ale o tym później.
Ferro przyszedł na świat 11.05.1997 w hodowli Psia Swawola. Do nas przyjechał, gdy miał 4 miesiące, był więc już dużym, odchowanym „młodzieńcem”. Długo się jednak przystosowywał do nowych warunków i przyzwyczajał do domowników, chyba tęsknił za swoim domem rodzinnym. Ja byłam pierwszą osobą, którą zaakceptował już w pierwszym dniu. Nie odstępował mnie na krok i tak pozostało już do końca.
Był bardzo zrównoważony i inteligentny. Wszyscy weterynarze, znawcy i trenerzy psów z naszej okolicy byli nim zauroczeni. W błyskawicznym tempie przyswajał zasady zachowania, stosował się do naszych oczekiwań chętnie i bez jakiejkolwiek komendy.
Był wspaniałym gospodarzem swojego terytorium, dbał o bezpieczeństwo naszego domu i domowników. Czuł się chyba bardzo za nas odpowiedzialny.
Ferro uwielbiał wodę – łącznie z kąpielami morskimi i wylegiwaniem się na piasku. W okresie zimy biegał z nami (oczywiście w tempie umiarkowanym) na narciarskich trasach biegowych.
Sukcesy wystawowe. Był piękny i mądry, co prezentował na wystawach i konkursach. Brał udział w trzech międzynarodowych wystawach psów w Jeleniej Górze i Legnicy. Wpis w karcie jego oceny: „efektowny, dobrze wyrysowana sylwetka, doskonały w ruchu oraz postawie”.
Wyniki wystawowe Ferrusia to - tytuł zwycięzcy młodzieży oraz złoty, srebrny i brązowy medal. Zdobył również pierwsze miejsce w konkursie na Psa Towarzyszącego oraz dostał wysoką notę w przeglądzie hodowlanym. Ferro nie zostawił po sobie żadnego potomstwa.
Problemy zdrowotne. Jak już wspomniałam wyżej, kiedy miał dwa lata okazało się, że jest alergikiem. Na jego skórze pojawiały się otwarte rany, które długo się goiły. Brał bardzo dużo różnych leków i cierpliwie znosił wszystkie związane z leczeniem tych ran czynności.
W 2001 roku był operowany z powodu dysplazji. Rok później wycinano mu rozrost błony śluzowej w okolicy dziąseł (nadziąślaka).
W połowie 2003 roku zaczął mieć trudności z chodzeniem. Robił parę kroków i dalej nie chciał iść, nasze spacery stawały się coraz krótsze. Zdiagnozowano zapalenie kostno-stawowe obu nadgarstków. Do leczenia włączono ArthroFlex, a następnie leki sterydowe i specjalną karmę weterynaryjną wzmacniająca stawy. Kondycja Ferrusia poprawiła się nieznacznie, ale mógł już wychodzić na dłuższe spacery.
Ferro mimo problemów w poruszaniu się wykazywał dużą siłę spokoju i cierpliwość, jakby nie chciał mnie martwić. Wbrew zapewnieniom weterynarzy, że nie powinnam mieć obaw, ja sercem czułam, że coś złego dzieje się z Ferro. Czułam to, ponieważ to ja znałam najlepiej, mojego przyjaciela.
9 września 2003 roku Ferro był na wieczornym spacerze, na którym nic nie wskazywało, że jest w złej formie. Po powrocie, około godziny 23.30 popiskując przybiegł do mnie i wtedy zauważyłam , że jego brzuch jest opuchnięty, przez co jego sylwetka zrobiła się taka trójkątna. Pojechaliśmy z Ferro natychmiast do całodobowej kliniki, gdzie dostał kroplówkę, zastrzyk i wróciliśmy do domu. O godzinie 5.30 ponownie złożyliśmy wizytę weterynarzowi, który zdecydował się operować psa. Nie miał asystenta więc ja stanęłam z nim przy stole operacyjnym, przy którym wymieniłam z Ferro ostatnie spojrzenia. Do dziś pamiętam jego duże, smutne oczy w których widziałam ból ale zarazem tyle jego miłości do mnie.
W wyniku zabiegu chirurgicznego weterynarz stwierdził, że żołądek był dwukrotnie powiększony, z którego też usunął resztki jakiejś kości (pewnie zjedzonej potajemnie na spacerze) oraz wydał nam Ferrusia jeszcze pod działaniem narkozy.
Przywieźliśmy go do domu i po 20 minutach mój przyjaciel odszedł - to było 10. września 2003 o godz. 8:20.
Nie wiadomo, co tak naprawdę było powodem jego odejścia. Mówi się, że operacja się udała ale pacjent umarł.
Różne były opinie innych znajomych weterynarzy, łącznie z tym, ze przedawkowano narkozę i serce nie wytrzymało. Nie poddaliśmy Ferrusia badaniom pośmiertnym.
Ferro pozostawił po sobie straszną pustkę, już go nie było, a my czuliśmy jego obecność, słyszeliśmy jak chodzi po domu, jak sapie, jak kładzie się spać uderzając całym ciężarem swojego ciała o podłogę.
Przeżyłam po odejściu Ferro traumę nie do opisania i długo miałam żal do siebie, że nie szukałam pomocy u innego weterynarza, że może wtedy wszystko zakończyło by się szczęśliwie dla Ferro.
W krótkim czasie po śmierci Ferro, dołączył do naszej rodziny 3 miesięczny berneńczyk Brek. W pierwszym okresie jego obecność wzmagała jeszcze mój ból po utracie Ferrusia, ale po troszku to młode psie życie, pełne berneńczykowego uroku pozwoliło ukoić moją duszę.
Minęło już wiele lat od odejścia Ferro, a mnie jest trudno wymazać z pamięci te chwile, kiedy asystowałam przy jego zabiegu operacyjnym pełna wiary, że wszystko zakończy się szczęśliwie.
FERRO – nasz pierwszy, bardzo mądry i ukochany berneńczyku, jesteś w naszej pamięci ...