Brek, Brekuś to jego imiona domowe
urodził się 09.08.2003 roku zmarł 26.08.2011
przyczyną śmierci była histiocytoza złośliwa
imię hodowlane: BRUTUS Pętkowskie Wzgórza
rodowód/pedigree
W 2009 roku Brek zaczął brzydko kaszleć, jakby chciał wyrzucić coś z gardła. W klinice we Wrocławiu prześwietlenie płuc nie wykazało zmian, zrobiono więc bronchoskopię, która wykazała narośl na odnodze tchawicy. Zostały przepisane antybiotyki i lek przeciwnowotworowy. Kolejne badanie po pół roku wykazało zmniejszenie narośli. Kaszel jednak nie ustawał, chociaż nie był tak częsty i intensywny.
W grudniu 2010 roku Brekuś zaczął utykać na prawą łapkę. Weterynarz stwierdził – „pies ma ponad 7 lat, stawy już nie są więc takie sprawne” i zapisał arthrostop. Brekusiowi arthrostop nie pomógł, nadal utykał.
W marcu 2011 w innej lecznicy prześwietlono łapę stwierdzając obecność krwiaka lub rozlanego guza i zaproponowano biopsję. Korzystając z tych ustaleń lekarza weterynarii Brekuś poddany został szczegółowym badaniom już w Klinice Weterynaryjnej we Wrocławiu. Ponowne prześwietlenie łapy i dodatkowo płuc oraz usg jamy brzusznej dało druzgocące i niespodziewane przeze mnie wyniki: guz na łapie, dwa guzy w płucach wielkości 5,5 x 16 cm i 2 x 2 cm, a usg jamy brzusznej wykazało guza na śledzionie. Zrobiono biopsję z guza w płucu, w wyniku której zdiagnozowano histiocytozę złośliwą.
Lekarz stwierdził brak możliwości leczenia chirurgicznego i zaproponował chemioterapię. Za wszelką cenę chciałam ratować mojego ukochanego Brekusia, wyraziłam więc zgodę. Chemioterapię stosowano co trzy tygodnie ( w sumie 7 wizyt). Po drugiej dawce tego leczenia pojawiły się nowe guzy na dziąśle, po trzeciej na odbycie, a później na całym ciele, guz na guzie.
Takie są suche fakty o chorobie mojego ukochanego Brekusia, a za nimi kryją się bardzo traumatyczne chwile, które przeżyliśmy razem z Brekiem.
Ja wierząc, że nadzieja umiera ostatnia poddałam go chemioterapii, a on mój wierny przyjaciel przyjął to cichutko i cierpliwie. Codziennie mówiłam mu jaki jest dzielny, jak bardzo go kocham i potrzebuję - rozumieliśmy się bez słowa.
Obiecałam, że na 8 urodziny zrobię mu tort z najlepszej kiełbasy. Doczekał, a raczej dotrwał - 9 sierpnia skończył 8 lat, ale tortu już nie chciał, a raczej nie mógł jeść. Tydzień wcześniej odrzucił całkowicie jedzenie, karmiłam go papkami przez strzykawkę.
Wiem, że Brekuś chciał być ze mną jak najdłużej. Kiedy wracałam do domu z pracy wstawał i nawet biegł na przywitanie machając ogonem. Było już jednak coraz gorzej, przez ostatnie swoje trzy dni nie chciał już wchodzić do domu, leżał i spał w ogrodzie i powoli odchodził. Czuwałam tam przy nim do późnych godzin w te ciepłe sierpniowe noce i dojrzałam do decyzji aby skrócić cierpienia mojego przyjaciela. To miało być w piątek wieczorem 26 sierpnia. W ten dzień, kiedy wychodziłam do pracy już nie mógł wstać, pomachał tylko ogonem i spojrzał na mnie, jakby wszystko rozumiał. Nie chciał jednak czekać do wieczora, odszedł, kiedy mnie nie było przy nim o godzinie 11.00 w piątek 26 sierpnia 2011.
Teraz żałuję , że wyraziłam zgodę na chemioterapię, a również tego, że przynajmniej po drugiej dawce chemii nie przerwałam tego leczenia. W tej chorobie chemia była niepotrzebna - bo bezskuteczna i nie poprawiła też komfortu życia Breka w jego ostatnich dniach. Chyba powinnam wcześniej zebrać w sobie wszystkie siły i skrócić jego cierpienia.
Elżbieta
Wspomnienie o Brekusiu
Kiedy w wieku 6 lat odszedł nasz pierwszy berneńczyk Ferro, bardzo ciężko było sobie poradzić z pustką po nim. Ktoś musiał go zastąpić i tak trafił do nas Brek.
Brek to jego imię domowe, bo w hodowli Pętkowskie Wzgórza w której się urodził nadano mu imię Brutus. Kiedy pierwszy raz wzięłam go na ręce, to Brekuś na powitanie natychmiast wylizał moje policzki i wtedy od razu poczułam, że jest cały mój. Podróż do swojego nowego domu (250 km) zniósł wspaniale i od pierwszego dnia kiedy z nami zamieszkał przynosił nam codziennie wiele radości.
Brek zawładnął nami całkowicie, ale nie tylko nami, bo wszyscy znajomi byli nim zauroczeni. Był bardzo przyjaznym, wesołym i żywiołowym psiakiem, uwielbiał ludzi, a nade wszystko towarzystwo dzieci, miał swoich czworonożnych przyjaciół.
Brek był psem pływakiem, kochał wodę. Mógł siedzieć w niej całymi dniami, pływał dobrze,
ale kiedy pokonywał dalekie dystanse, to wtedy często bałam się o niego.
Jak każdy berneńczyk kochał zimę. Nie do opisania są jego wszystkie zimowe szaleństwa, drążenie tuneli w śniegu, tarzanie się i wywijanie salt na śniegu.
Miał też swoje umiłowane hobby, to było zbieractwo po całej okolicy różnych kijków, plastykowych butelek i temu podobnych różności. Znosił to wszystko na podwórko i był ze swoich zdobyczy dumny, a podgryzając i przekładając te różności czuł się bardzo szczęśliwy.
Mnie pozostawało tyko sporo sprzątania po hobbystycznych zajęciach kochanego Brekusia.
Brek był bardzo zdrowym psiakiem, weterynarza spotykał tylko przy okazji szczepień, aż do pierwszych problemów zdrowotnych w roku 2009. Historia jego choroby opisana jest wyżej, tu tylko jeszcze raz wspomnę, że odszedł od nas 26 sierpnia 2011 o godzinie 11.00, miał 8 lat i 16 dni.
Bardzo wszyscy w domu tęsknimy za nim, za jego wiernym i przyjaznym spojrzeniem, czułymi przytuleniami i stale machającym berneńczykowym ogonem.
To jedne z ostatnich fotografii Breka – był już wtedy bardzo chory
Brekusiu, dałeś nam tak dużo miłości i radości,
że pozostaniesz na zawsze w naszych sercach i wspomnieniach.