VI. Różne przypadki chorobowe
Walka o życie naszej suczki zakończyła się 10.03.2008 w sześć lat i cztery miesiące po jej urodzeniu. Historia choroby jest długa.
Muszę zacząć od tego, że właściwie przez swoje krótkie życie nie chorowała. Dopiero w czerwcu 2007 r. wydarzyło się coś dziwnego. Pewnego dnia (oczywiście w sobotę po południu - to tak jak z dziećmi - chorują najczęściej w weekendy i święta) nagle nie podniosła się z posłania - straciła władzę w tylnych łapach. Wezwany weterynarz pojawił się po jakiś 40 min. Obejrzał psa, podał jakieś zastrzyki i po pół godzinie suczka zaczęła wstawać. Po niedzieli odwiedziny w lecznicy - pies czuje się świetnie, lekarz obejrzał, pomacał i stwierdził, że właściwie wszystko jest O.K. W okresie od czerwca do grudnia trzykrotnie byliśmy u weta ponieważ suczka nie mając żadnego urazu zaczynała utykać na tylną łapę (lewą). Dostawała jakieś zastrzyki przeciwbólowe (Rimadil ?), coś na wzmocnienie i wszystko toczyło się dalej. Jednocześnie zwracano nam uwagę, na tuszę suczki - duża waga, „wypchany" brzuch - sugestie o nadwadze i stąd kulawizna.
Dlatego nawet ucieszyliśmy się, że na początku grudnia pies zaczął tracić apetyt, ale po kilku dniach zaczęło to nas niepokoić. Zjadała 1/5 dotychczasowych porcji, dużo mniej piła. W tym czasie pojawiły się drobne krwawienia z dróg rodnych, co spowodowało nasze częstsze wizyty u lekarza. Około 10 - 12 grudnia badanie USG, które nic nie pokazało. Waga psa zaczęła spadać. W okresie przedświątecznym podawanie witamin, zastrzyków na wzmocnienie, leków na wątrobę. Przez Święta i Nowy Rok suczka jadła już na dobę ok. 20 dkg surowego mięsa (i to na siłę), choć było widać, że jest głodna. Piła też bardzo mało. Zaraz po Nowym Roku kolejne badanie USG - odczyt - nie ma żadnych zmian !!!!! Badanie moczu, krwi - pani w laboratorium stwierdza, że wyniki są bardzo złe - jest jakiś stan zapalny, anemia. Weterynarz ma od nas informację, że ojciec naszej suczki odszedł na chłoniaka, ale twierdzi, że nie jest tak źle i przepisuje B12 i coś na wątrobę. Dodatkowo stwierdza, że chyba warto by otworzyć jamę brzuszną, ale nie decyduje się na to.
Tego było już dla nas za dużo. Uruchamiamy znajomych w Polsce i szukamy innego lekarza. Znajdujemy 500 km od nas, wysyłamy wszystkie wyniki badań i czekamy na telefon. W ciągu 24 godzin jest odpowiedź - mamy natychmiast zgłosić się - życie psa zagrożone.
Jedziemy w piątek w nocy. W sobotę wizyta w przychodni - natychmiast badania krwi, USG. Lekarz pokazuje nam na ekranie „prawdopodobnie guza o wielkości głowy dorosłego człowieka" !!!!!!!!!!!!!!!!!! Natychmiast kroplówki i operacja w niedzielę w południe (03.02.2008). Zabieg trwał prawie dwie godziny. Po zabiegu lekarz pokazuje nam usuniętą śledzionę o wadze ponad 8 kg. Całą w małych guzkach. Brak widocznych przerzutów na inne organy. Wycinek wysłany do badania.
Zaczyna się dziać coś nieprawdopodobnego, suczka z godziny na godzinę czuje się lepiej. Przez cały czas podtrzymywana kroplówkami i lekami, a po dwóch dniach może jeść !! Musimy pilnować bo apetyt ma wilczy. Po ok. tygodniu wracamy do domu z psem prawie zdrowym - lekarz jest dobrej myśli i nie wierzy, że to może być złośliwe. I ma rację bo po 10 dniach przychodzą wyniki badań - postać łagodna, przerost miazgi czerwonej. Radość.
Niestety. Widać, że pies mimo świetnego apetytu jest jakby coraz słabszy. Zaczyna źle chodzić, ma kłopot z wejściem na kilka stopni. Początkowo z naszym miejscowym lekarzem sądzimy, że to kwestia szwów i osłabienia, ale niestety nie. Po ponad dwóch tygodniach po operacji suczka traci władzę w tylnych łapach. Natychmiastowa konsultacja telefoniczna z lekarzem i podjęcie leczenia farmakologicznego. Telefoniczna diagnoza - wypadnięcie dysku i ucisk na nerwy. Tak próbujemy przez tydzień. Ale niestety u nas nie bardzo można obok farmakologii stosować rehabilitację - brak sprzętu w sześciu przychodniach wet. Kolejny wyjazd do naszego już pozytywnie sprawdzonego weterynarza. Pełne leczenie farmakologiczne, kroplówki, rehabilitacja, badania. Po zrobieniu zdjęcia i konsultacji z ortopedą - potwierdzenie diagnozy. Najprawdopodobniej w wyniku urośnięcia tak ogromnej śledziony kręgosłup w odcinku (chyba - już dokładnie nie pamiętam) lędźwiowo-krzyżowym został jak gdyby wypchnięty do góry, a następnie po jej usunięciu i w wyniku wcześniejszego osłabienia i poluźnienia mięśni doszło do przesunięcia dysku (krążka ?) i ucisku na rdzeń, w wyniku czego doszło do paraliżu tylnych kończyn i pęcherza moczowego. W ciągu tygodnia ma dojść do operacji - z weterynarzem będzie operował ortopeda.
W związku z intensywnym leczeniem i rehabilitacją następuje kolejny cud. Znacznie poprawia się samopoczucie suczki i po raz pierwszy od ponad dwóch tygodni sama oddaje mocz !! Jest to podobno pierwszy objaw powrotu do władzy nad kończynami. Na razie odsuwamy operację na dalszy plan i pełni radości i wiary, wyposażeni w lecznicy w leki i różnoraki sprzęt wracamy do domu.
Po powrocie kolejny cios. Zatrzymanie pracy pęcherza, bardzo złe wyniki badań krwi - bardzo znaczne przekroczenie mocznika i kreatyniny. Niewydolność nerek. Nie wiem, co mogło być tego przyczyną ale być może bardzo długi okres gdy pies nie wstawał, trwało to już ponad trzy tygodnie. I to już właściwie wszystko. Suczka przestała jeść, słabła z godziny na godzinę, ratowaliśmy ją jeszcze przez 6 dni, ale ona z każdą chwilą gasła. Codziennie robiliśmy badania krwi; wyniki raz dawały nam nadzieję następnie załamywały.
10 marca 2008 roku podjęliśmy decyzję; suczka zaczynała cierpieć. Odeszła o 20.30. Już nie chodzimy razem na spacery, a może moglibyśmy gdyby...???
zdjęcia
Berneńczyk kochany przez swoją rodzinę i odwzajemniający tę miłość.
W okresie szczenięcym stoczył walkę o życie, urodził się bowiem bez
jednej nerki, miał niedomagania związane z wątrobą i trzustką.
Skręt żołądka - czujność właścicielki i szybka interwencja lekarska uratowała jej życie.
Przeczytaj na stronie medwet.pl
Diagnoza lekarska: ostre rozszerzenie żołądka ze skrętem.
Były godziny popołudniowe dnia 27 marca 2009, Nora leżała spokojnie na swoim posłaniu, gdy nagle zauważyliśmy, że zaczęła bardzo szybko oddychać. Zaniepokoiło to nas, podeszłam do niej, a ona zerwała się gwałtownie ze swojego legowiska i zalękniona biegała z kąta w kąt. Miała przy tym powtarzające się co chwilę bezskuteczne odruchy wymiotne. Sprawdziliśmy dotykiem jej brzuch, był twardy jak kamień.
W ciągu 40 minut od pierwszych objawów, które nas zaniepokoiły, była pod opieką lekarską. Wykonano nakłucie żołądka oraz założono sondę, to pozwoliło usunąć część gazów i część zawartości żołądka. Podjęto decyzję o zabiegu chirurgicznym, w wyniku którego otwarto i opróżniono żołądek oraz wykonano gastropeksję (ang.gastropexy), czyli umocowano żołądek do ściany jamy brzusznej.
Muszę przyznać, że skręt żołądka u Nory nie zaskoczył nas. Brałam pod uwagę, że ta dolegliwość może ją spotkać. Głównym powodem moich obaw było szybkie, łapczywe spożywanie przez nią posiłków. Staraliśmy się przestrzegać podstawowych zasad, aby ochronić Norę przed tym często spotykanym u dużych ras psów, groźnym zespołem chorobowym. To się nam nie udało, ale myślę, że uratowaliśmy jej życie dlatego, że mieliśmy wiedzę o objawach tej dolegliwości i świadomość tego, że natychmiastowa interwencja lekarska jest niezbędna. Wiemy też, że musimy otoczyć ją teraz szczególną troską, aby to się już nie powtórzyło. Przeprowadzony zabieg gastropeksji obniża wprawdzie ryzyko powtórnego skrętu żołądka, jednak go nie eliminuje.
Jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, dlaczego to się stało i dlaczego właśnie w tym dniu, pewnie nie znajdę. Ale, aby tylko przybliżyć odpowiedź na to nurtujące mnie pytanie, zwrócę uwagę na różne okoliczności, jakie miały miejsce przed wystąpieniem skrętu żołądka.
Dzień wcześniej Nora weszła w kulminacyjny okres rui, była bardzo niespokojna, intensywnie poszukiwała partnera. Nie miała też apetytu, nie zjadła do końca posiłków (karmiona jest trzy razy dziennie). Bardzo mnie to zadziwiło, bo zdarzyło się to pierwszy raz od kiedy zamieszkała z nami tj. od kwietnia 2006. W dniu tego nieszczęśliwego zdarzenia pierwszego posiłku nie jadła, drugi posiłek (1/3 racji dziennej) zjadła o 13:00. Godzinę później dostała dwie suszone kurze łapki, a mniej więcej dwie i pół godziny później to wszystko się zaczęło.
Natychmiastowa interwencja zespołu lekarskiego Kliniki Weterynaryjnej „Therios" uratowała życie naszej Nory.
Bardzo dziękujemy.
Informacja ogólna na temat skrętu żołądka na naszej stronie
w dziale : Zdrowie - III, Choroby Berneńskich Psów Pasterskich
ZORKA w maju 2011 ukończyła 4 lata, w sierpniu zachorowała –
zdiagnozowano nowotwór układu chłonnego.
Jej Pani – Dorota, opisuje jak walczą z chłoniakiem i jak wypatrują
iskierek nadziei. Poczytaj
ZORKA to jej imię domowe,w hodowli Czeburaszka, w której urodziła
się 27 maja 2007 roku otrzymała imię ERA
rodowód/pedigree
BRUTUS Pętkowskie Wzgórza
imię domowe Brek
09.08.2003 - 26.08.2011 AOD 8 lat
przyczyna śmierci – histiocytoza złośliwa
Ojciec: KEVIN pod Lipami
Matka: MIGOTKA Duch Wrzosowisk
rodowód/pedigree
Poczytaj historię jego choroby i wspomnieniem o nim
KOKO
Imię hodowlane: ELITA Czereda Kusego
21.12.2005 – 30.03.2012 żyła 6 lat i 3 miesiące
przyczyna śmierci: naczyniakomięsk krwionośny (hemangiosarcoma)
Poczytaj o życiu i chorobie Paryska
Choroby berneńskich psów pasterskich
Mastocytoma - guzy komórek tucznych
Hemangiosarcoma
Choroby genetyczne berneńskich psów pasterskich - jak z nimi walczyć?