O NAS
W roku 1999 kończyliśmy budowę domu na wsi i kiedy gotowe było już ogrodzenie, przyszła pora na czworonożnego przyjaciela. To miał być pierwszy pies w moim życiu, a za namową znajomych, miał być rasowy. Wtedy jeszcze nie słyszałam nawet o berneńskim psie pasterskim. Na początku listopada kupiłam wydawnictwo o rasach psów, przeczytaliśmy od deski do deski i wybór bez wahania był jeden - to będzie bernenka. W tym też właśnie czasie, bo dnia 8 listopada 1999 r. urodziła się nasza
KORA.
W krakowskim oddziale związku kynologicznego udzielono nam informacji o dwóch aktualnych miotach. Wybraliśmy domową hodowlę, w której suczka miała pierwszy raz rodzić. Po przyjeździe zastaliśmy chyba dziewięć trójkolorowych kuleczek i ludzi bardzo zakochanych w tej gromadce oraz ich mamie, "Azie".
W styczniową niedzielę 2000 roku odebraliśmy naszą Korunię. Dostała w wianie między innymi książkę autorstwa pana Krzysztofa Krzyżanowskiego „Berneński Pies Pasterski”. To była nasza pierwsza i przez długi czas jedyna lektura o berneńczykach poza kilkoma publikacjami o tej rasie w miesięcznikach poświęconych problematyce czworonogów. Kiedy w styczniu 2006 roku nasza Korunia ciężko zachorowała i szukaliśmy informacji o zdrowiu berneńczyków we wszystkich dostępnych źródłach, kupiliśmy też wtedy książkę autorstwa pana Adama Janowskiego „Berneński Pies Pasterski”. Można w niej znaleźć m.in. skondensowaną wiedzę o chorobach zagrażających tej rasie.
2 lutego 2006 roku był wyjątkowo słoneczny, ale bardzo mroźny dzień. Słońce iskrzyło w zwałach bielutkiego, puszystego śniegu. Wtedy właśnie straciliśmy Korę. Zabrała Korunię podstępna i bezwzględna choroba, złośliwa histiocytoza – malignant histiocytosis.
W naszych sercach i wokoło zapanowała wielka pustka. Brakuje słów, żeby o tym pisać. Kiciorek, bo tak się nazywa nasz nic nie widzący kot, gonił po całym domu jak oszalały, wydawał płaczliwe dźwięki i szukał Kory. Kajtek, mały wiejski kundelek rozchorował się. W tym miejscu należy się parę słów o czworonożnych przyjaciołach Koruni, która to kochała wszystko, co żywe, a więc psy, koty, żaby, jeże, a nade wszystko ludzi.
Kajtek mieszkał w sąsiedztwie z gromadką małych piesków. Gdy straciły swego Pana, Korunia była jeszcze szczeniakiem. Karmiliśmy jakiś czas osierocone psiaki. Kajtek zamieszkał w sąsiedniej wsi, ale był częstym gościem naszej okolicy, szczególnie w okresie letnim. Zawsze koczował pod naszym ogrodzeniem, gdy Korcia miała „suczkowe” dni. Pomagał jej przetrwać ten nerwowy okres, odganiał inne, nawet większe psy i wtedy był oczywiście na naszym garnuszku. Kiedy 5 stycznia 2006 roku przyjechał rano lekarz, aby pobrać Koruni krew do badania, bo to właśnie w mroźną noc z 4 na 5 stycznia wszystko się zaczęło, wpadł też na podwórze Kajtek. Był przy Korci do końca, a teraz jest już naszym stałym domownikiem.
Kiciorek to znalezisko Kory. Robiąc poranny obchód swego gospodarstwa, w pewien kwietniowy, zimny ranek zatrzymała się przy składziku drewna i zasygnalizowała mi głosem bardziej ludzkim niż psim, żebym szybko przyszła. Poszłam i zobaczyłam coś, co przypominało kota. Było chude, bez sierści na głowie i części tułowia, a jedno oko było wielką raną. Nakarmiłyśmy i okryły kocykiem to znalezisko. Po paru dniach Korunia zawiozła kotka do lekarza. Było usuniecie oka i leczenie. Sierść zaczęła w szybkim tempie odrastać, a Kiciorek, nabierał stopniowo wagi, zaufania do domowników oraz uczył się jak żyć, nic nie widząc. Kora pomagała mu w tym po swojemu. Często widziałam, jak wstawała, aby udostępnić mu przejście, nie reagowała jak czasem wlazł jej na grzbiet, a gdy wymykał się poza ogrodzenie przywoływała go charakterystycznym szczekaniem.
Kiedy Korusia była jeszcze z nami planowaliśmy, że może jak będzie trochę starsza powiększymy rodzinę o drugą bernenkę. Teraz mamy już drugą bernenkę, ale nie ma z nami tej naszej pierwszej, wielkiej berneńskiej miłości.
NORA, tak na nią wołano w poprzednim domu, chociaż z rodowodu ma na imię Maja, u nas bardzo szybko została te.ż Niusią, bo tylko miękko i zdrobniale można nazwać tak wielkiego pieszczocha. Przyjechała do naszego domu mając 2 lata i 3 miesiące, w parę tygodni po tym jak straciliśmy Korunię. Jest to wielka wzajemna miłość od pierwszej chwili spotkania. Wspaniale się u nas zaadoptowała. Jest bardzo mądrą i pogodną bernenką. Czasem się dziwimy, że od początku pobytu z nami tak wspaniale rozumie wszystko, co się do niej mówi, no chyba, że to my już znamy ten „berneńczykowy język”. Od początku żyje w przyjaźni z Kiciorkiem i Kajtkiem. Mamy szczęście, że jest z nami.
22 grudnia 2010 roku Norunia pożegnała nas na zawsze. Przyczyną śmierci był nowotwór układu chłonnego - plasmocytoma. Żegnamy Cię Noruniu ...
TAMI zamieszkała z nami w lipcu 2009, miała wtedy 3 miesiące. Po Tamisię pojechaliśmy oczywiście z Norą i już w czasie wielogodzinnej podróży powrotnej nawiązała się między nimi więź sympatii. Z czasem, duża troska Norci o Tamisię - rezolutnego, pełnego energii a jednocześnie bardzo posłusznego szczeniaczka, zaowocowała wielką wzajemną psią miłością. Nigdy żadnego warknięcia na siebie ani żadnej zazdrości o siebie.
Dużo by można pisać o naszej Tamisi, że jest bardzo mądrą, najukochańszą jak wszystkie nasze bernusie, ale ona ma też cechy, które ją szczególnie wyróżniają.
Tami wyjątkowo potrzebuje stałego kontaktu z człowiekiem. Przywołana nawet od najlepszej zabawy, czy gonitwy, natychmiast przybiega do człowieka z wielką radością w oczach. Ciekawa jest otaczającego świata, ale na spacerach uwielbia chodzić przy nodze pod warunkiem, że coś jej się opowiada. Jest wtedy w siódmym niebie i zerka na człowieka, jakby była ciekawa dalszego ciągu opowieści.
Równocześnie jest bardzo subtelna i czuła we wszystkich kontaktach z otaczającym ją światem. Kiedy Grecja rozłoży się przy wejściu do kuchni, a to jej ulubione miejsce do polegiwania, Tamisia czeka na jakiś sygnał, że może ją przeskoczyć, albo oczekuje aż Grecja wstanie. Czułe psie pocałunki rozdaje każdemu, kto jej się nawinie, lecz szczególnie obdarowywała nimi Norcię i taką właśnie psią czułość też w niej rozbudziła.
Wielkim szokiem dla Tamisi była śmierć Nory, z beztroskiej młodzieżówki stała się nagle dorosłą bernenką. Zrobiliśmy wszystko co możliwe, aby pomóc przejść jej przez ten traumatyczny okres, ale możliwe, że te przeżycia już na zawsze z nią pozostaną.
GRECJA zamieszkała z nami w ostatnich dniach grudnia 2010 i miała wtedy niecałe 6 lat. Jest bernusią szczególnej troski między innymi ze względu na fizyczne cierpienie, jakie dotyka ją na skutek zmian zwyrodnieniowych kręgosłupa. Jest bardzo małą bernusią i możliwe że przyczyną tego, jak również jej innych dolegliwości są zaburzenia hormonalne jakie u niej stwierdzono. Ma usposobienie jak radosne szczenię, lecz niestety czasami, szczególnie nocą, przeżywa chwile lęku. Gwałtownie się wtedy zrywa i pędzi przed siebie, jakby przed kimś uciekała lub kogoś goniła. Grecja jest pod stałą opieką weterynaryjną i to pozwala jej egzystować odpowiednio komfortowo do jej stanu zdrowia.
Nasze czworonożne stadko przyjęło Grecję bardzo przyjaźnie i z całą psią mądrością, że wymaga ona szczególnej troski i opieki.
SPARTKA – to kotka, którą znalazła nasza Tami i nadała jej imię pochodzące od swojego rodu. Był bardzo zimny październikowy wieczór w 2010 roku, kiedy malutkie kociątko a właściwie skóra i kości oraz dużo pcheł ważące razem 60 dkg, zostało znalezione w naszym ogrodzie. Tamisia narobiła rabanu i zwołała wszystkich domowników. Kotka owinięta w koc przespała w cieple 12 godzin prawie nie poruszając się. Doglądało ją psie stadko pod nadzorem Tami i tak narodziła się wielka kocio–psia przyjaźń. Spartka wyrasta teraz na dorodną kotkę, uwielbia bawić się bernusiowymi ogonami, a najczulszy kontakt nawiązała z Tamisią.
Na zakończenie parę słów o naszym miejscu zamieszkania. To piękna widokowo podgórska okolica, 30 km od centrum Krakowa. Raj na berneńskie spacery. Zimą bardzo długo utrzymuje się bielutki śnieg a w pobliżu naszego domu wypasa się stado saren i kicają zające. Latem dom ocienia od południa ściana wysokiego lasku, co dla berneńczyka jest bardzo komfortowe. Cały rok naszymi bliskimi sąsiadami jest stadko koni.